Przejdź do głównej zawartości

Zmroziło

      
  Przykro mi to ogłosić wszem i wobec, ale wiosny nie ma. Jeżeli ktoś miał taką nadzieję, że to już, że już można porządki w szafach robić, to się nieco pomylił. Przyszło, zmroziło i ośnieżyło.   Mrs. Gorzka patrzy przez okno i widzi tylko wirujące płatki. Drobne są i ostre, do tego zrywa się wiatr. A jeszcze przedwczoraj na bagnach Gorzką wystraszyły żurawie, bocian już był i łabędzie zrywały się w pędzie, przecinając ciężko skrzydłami powietrze, że Gorzka myślała, że to samolot. Od paru dni, gdy wychodziła z domu, witały ją ptaki, jakby skowronki, ale czy to one, Gorzkiej trudno powiedzieć, bo już zapomniała z dzieciństwa, a teraz brakuje tych pól i związanych z nimi zapachów, że nawet gdy słyszy skowronka, to nie wie, czy to na pewno on. Również dobrze mogą to być sikorki, którym pod wpływem ciepła zmieniają się głosy (tylko tym od Gorzkiej, nie jest to w żaden sposób poparte naukowo), albo może po prostu śpiewają pełniejszą piersią, bo ciałka mają mniej zmarznięte i mogą głębszy oddech wziąć...
Gorzką też zmroziło, chodzi skurczona i nie może wziąć głębokiego oddechu, czy to z zimna, czy od papierosów, trudno powiedzieć. Nie, nie od papierosów, przecież Gorzka prawie nie pali, ale nogami wciąż ledwie powłóczy, aparatu na bagna nie zabiera, bo jej za ciężko. Do tego wszystkiego lekarz zalecił jej antybiotyk, ten jedyny, na który jeszcze nie jest uczulona, zjada go więc zamiast śniadania, bo w poście Gorzka przeszła na głodówkę, a że to już któryś tydzień trwa, to już się prawie całkiem od jedzenia odzwyczaiła i zapomniała, jak pewne rzeczy smakują i czy w ogóle smakują. 
I znów Gorzka nie może ruszyć z miejsca. Ktoś by powiedział, że to głęboka depresja w ten sposób się objawia. Że nawet jak się chce, to nie można, a potem to już nawet się odechciewa chcieć. Tylko się po prostu jest i czeka. Na nie wiadomo co. 
Chyba jednak nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Większość ludzi czeka na coś. Rano czekają na popołudnie, popołudniem na wieczór, wieczorem na noc, w czwartek na piątek, w piątek na sobotę, w poniedziałek na piątek, zimą na wiosnę, wiosną na lato, jesienią na zimę, na urlopy, wesela, osiemnastki, mszę niedzielną, Boże Narodzenie, Wielkanoc, emeryturę, narodziny dziecka, koniec szkoły, awans zawodowy, miłość, przelew, romans, nowy samochód, ulubiony serial ten o osiemnastej, nowe odcinki "Rolnik szuka żony", na wiadomość od kogoś, na nowego zęba. Okazuje się, że życie to od i do, a wszystko ujęte w ten największy nawias... 
Zamiast czekać, można przecież coś robić i nie czekać, i w sobotę ocknąć się ze zdziwieniem,  i stwierdzić, że to już sobota albo, że to już wiosna. 
A jak się osiągnie pewien wiek, to już w ogóle... Tego się już próbowało, to już się robiło, a tamto widziało, więc nie pozostaje nic innego, jak właśnie czekać na ten ostatni nawias. A w krzakach lubią żyć słowiki i pod wieczór szczególnie wyłażą śpiewać... Ale to zima dopiero i zmroziło przecież...

Komentarze

  1. Wszystko płynie.Więc na co czekać ?Nie będzie tak, że coś się stanie i już tak zostanie.Klisza przewinie się dalej, doświadczać tego teraz bo jest właśnie TU a nie kiedyś lub później.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zapadły Dół czyli lokalna legenda

Co zrobić, żeby historia była ciekawa? Żeby dajmy na to dwadzieścia parę oczu zwróciło się na ciebie w jednej chwili i zaczęło z zainteresowaniem słuchać? Żeby rozmowy cichły po trochu, a oczy zatrzymały się na jednym punkcie i tak już zostały?  Pewnie trzeba być przekonanym do tego, co się mówi i samemu w to wierzyć. Najważniejsze to być autentycznym. Jeśli ty w siebie uwierzysz, to inni też. Jeśli wierzysz w to, co mówisz, to cię usłyszą i co najwyżej uznają się za idiotę, ale wysłuchają. W obecnych czasach zawsze, wszędzie i na wszystko znajdziesz wytłumaczenie i gotową  receptę. Nie martw się, na pewno jesteś już zdiagnozowany, choć sam wcale o tym nie musisz wiedzieć. To już nie te czasy, gdy każda wieś lub miasto miały jakichś swoich lokalnych dziwaków, chorych, nieprzystosowanych,o których się szeptało i pokazywało palcami. Teraz wszyscy cierpimy na jakieś dziwaczne schorzenia, które sami sobie przypiszemy albo zrobią to za nas inni. To nie te czasy, gdy od ucha ...

Czym babcie straszyły dzieci

W wielkim starym lesie, w którym co drugie drzewo jest niebezpieczne i podgląda każdego nieświadomego niczego przechodnia, wydarzyła się historia, która jednym może wydawać się nieprawdziwa, a inni powiedzą, że to szczera prawda. Tak naprawdę to nie jest istotne, do której grupy się zaliczasz, historia i tak pozostanie historią i kiedyś umrze wraz z ostatnią osobą, która o niej usłyszała.  Dzieci często bawiły się lesie. Choćby z tego względu, że nikt z dorosłych nie widział i nie słyszał, czym tak naprawdę się zajmują. Tym samym w lesie czuły się dość swobodnie nie tylko w słowach, ale i zachowaniach. Lubiły las również dlatego, że w lesie czasami bywało strasznie. Oczywiście nie aż tak bardzo. Tak odrobinę, żeby po każdym powrocie do domu czuły jeszcze dreszczyk emocji w postaci ściskania w żołądku i lekkich ciarkach na plecach, które i tak szybko mijały wraz z ciepłą kolacją i słodką herbatą przy rodzinnym stole. Płomienie huczały pod fajerkami, z telewizora sączyła się bajka o ...

Co nocami puka w szyby

Dom był mały, ale i tak za dużo było w nim szaf, drzwi, łóżek, pod którymi nie wiadomo co się czai, dziwnych i ciemnych zakamarków, a przede wszystkim okien. I siłą rzeczy trzeba było zasypiać z głową schowaną pod kołdrą, żeby czasem nie usłyszeć jakiegoś dziwnego i trudnego do zidentyfikowania dźwięku, albo co gorsza, nocnego pukania w szybę. Szczególnie wtedy, gdy w wieku czterech czy pięciu lat trzeba było zasypiać całkiem samotnie. Właściwie nie ma się co dziwić babci i prababci, które chciały mieć w końcu święty spokój od marudzącego i płaczącego za rodzicami dziecka, więc gdy zakopało się w kołdry i nie było już go widać i słychać, to można było w końcu odetchnąć z ulgą i iść do siebie. Dziecko miało coraz mniejsze oczy, ale spać nie chciało, mało tego, jeszcze marudziło, pochlipywało i ciągnęło co rusz za fartuch, a jeszcze do tego nie chciało jeść mleka. Co tu z takim bachorem zrobić? Najlepiej postraszyć. Dlatego też, gdy już w ogóle nie chciało się uspokoić, a dorośli nie mog...