Czasem trzeba siebie utulić.
Czasem trzeba umieć sobie zrobić dobrze.
Żeby nie zwariować. A Gorzka ostatnio o tym zapomniała i od paru miesięcy chodzi,
jakby czekała na koniec świata.

Gdy słońce chyliło się ku zachodowi, (jak to dobrze, że to już nie jest prawie środek nocy), wymknęła się znów na bagna. Podobno to ostatni taki ciepły wieczór. Teraz ciężko się tam chodzi. Wąskie przejścia są tak osnute pajęczynami, że Gorzka wychodząc z nich wygląda niemal jak olbrzymi kokon, ciężko jej to nawet zdjąć z siebie i nawet nie stara się myśleć o tym, ile pająków ma we włosach, pod bluzką, w butach, udaje, że nie czuje delikatnego łaskotania w najróżniejszych miejscach na skórze, zaciska zęby i idzie dalej.
Teraz jakoś pajęczyny zrobiły
się wyjątkowo lepkie, a może to Gorzka się bardziej poci ze strachu? Są grubsze i bardziej tłuste, że jak się przykleją do ciała, nie sposób ich w ogóle zdjąć. Pająki natomiast są mniejsze i sprytniejsze, nie zwisają grubymi, ciężkimi odwłokami w dół. I są mniej kolorowe. Razem z pajęczynami z drzew i krzewów zwisają najróżniejszej maści robaki, uschnięte liście i różne inne nie wiadomo co. W ciemniejszych zakamarkach pajęczyn jest tak grubo, że gdyby Gorzka włożyła tam rękę, to pewnie by jej już nie wyciągnęła...

I mimo że dreszcz przeszedł jej po plecach, a na udach poczuła gęsią skórkę, wbrew wszelkiemu
zdrowemu rozsądkowi, wlazła w te swoje bagna. Pod stopami długo było sucho, a bujne rośliny o natrętnych, bagnistych aromatach sięgały jej prawie po pas. Lepiej nie myśleć, kto tam zamieszkuje...

I co tam pająki, przypomniały jej się te wszystkie opowieści o żmijach, które po murze wchodzą do mieszkań i pożerają śpiących mieszkańców. Żmija ma w rodzinie Gorzkiej swoje uzasadnienie. Nie bez powodu wszystkie kobiety się jej boją. W końcu to bogu winny prapradziadek ośmielił się kiedyś zemrzeć z powodu jej jadu. Nie wrócił już z łąk. I Gorzkiej dziadek również zakończył swój żywot na bagnach. Ale nie z powodu żmii. Choć kto to wie...
Robiło się coraz bardziej miękko, coraz bardziej wilgotno i w końcu Gorzka dotarła w samo serce bagna. Dalej już nie mogła iść, za dużo byłoby tych łąkowo-bagiennych ofiar w rodzinie, jeszcze reszta rodziny skłonna uwierzyć w jakieś fatum.

Na środku światło było cudownie ciepłe i złote, delikatnie Gorzką wygłaskało po każdy koniec włosa. Poczuła się w końcu hmmm... syta? I lekka. Przed Gorzką trudne tygodnie, trzeba sobie czasem zrobić dobrze, żeby nie zwariować...
Komentarze
Prześlij komentarz