Po prawie czterdziestostopniowym cieple nadeszło gwałtowne pogorszenie pogody. Poranne rosy
zbiły się w twarde, zimne kulki, a delikatna mgła położyła się i co najgorsze przykleiła się do wszelkich gładkich powierzchni z przednimi szybami samochodowymi włącznie. Rano Gorzka nie może odkleić powiek, bo od kilku dni sen jest lepszy od wszystkiego innego i pod powiekami jak kołdrą jest jeszcze ciepło i świeci słońce, latają motyle i białe gołębie, kwitną kwiaty, błyszczą jak całe ławice srebrnych sardynek fale na bezkresnym morzu, pod palmami leniwie sączą się kolorowe drinki, a stopy pieszczą się w rozgrzanymi piasku. Ramiona Gorzka ma ostatnio uniesione wyżej, nie drętwieją jej więc dłonie, pozycja embrionalna odeszła do lamusa, wysypia się znowu. Powoli zaczynają jednak docierać do niej przebłyski wszechobecnej rzeczywistości, więc zrywa się z łóżka na dźwięk telefonu i tymi rozgrzanymi stopami molestuje okropnie zimną podłogę, robi śniadanie, skrobie szyby i tylko nie może uwierzyć własnym oczom, że za oknem jest jeszcze tak okropnie ciemno.
Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie, co to będzie...
Na razie jest cisza, jest spokój, ale nic nie zmieni faktu, że Gorzka zanurzyła się już prawie do połowy, a niemalże cała, w nieco dziwnym ambarasie, który nijak się ma do niej samej, ale że lubi próbować nowych rzeczy, pozwoliła się wciągnąć w ten lej z ciekawości, co z tego wyniknie. Jesteś ciekawy, włóż nos do kawy - i poparz sobie go (Jak to dobrze, że Gorzka nie pija gorącej kawy). Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, o mój Święty Boże, Święty Mocny, biadoli Mrs. Gorzka, ale nie ma czasu na to, żeby się teraz zastanawiać i nie może się już wycofać.
Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie, co to będzie...
Z ręką na sercu, Gorzka znowu kupiła papierosy i pali je, ale na razie po kryjomu, bo może na tej jedynej paczce się skończy. Zaniechała marszobagna, bo nie ma czasu na razie, nie ma apetytu znowu, połknęła już prawie wszystkie tabletki zaordynowane przez lekarza, a włosy zrobiły jej się jakieś takie sianowate, że nawet odżywki nie skutkują. Spojrzawszy w kalendarz widzi dziwne spotkania na przemian z wizytami u lekarzy, a gdzie by się nie obejrzeć, widzi wszędzie swoją twarz szesnastolatki sprzed ćwierć wieku.
Gwałtownie, z premedytacją Gorzka zatrzasnęła drzwi, wolnoć Tomku w swoim domu... A za drzwiami okna, piękne z witrażami i świeży powiew i czyjeś ramię, albo z tobą, albo wcale, więc niech się dzieje wola nieba, z nią się zawsze zgadzać trzeba. Ale Gorzka pozostanie sobą i ładnie rączką pomacha na pożegnanie i piękny uśmiech prześle w pozdrowieniu, bo ona inaczej już nie potrafi.
Za wcześnie jeszcze na toast, ale tym razem wino, nie piwo, chłodzi się w lodówce i nawet jakby Gorzka miał je wypić sama, to i tak jej będzie smakować.
Z przyjemnością przeczytałam :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńA jednak Mickiewicz :)) No i Fredro. I niech tak zostanie. Bardzo podoba mi się Twój wpis i doskonale rozumiem Twoje nastroje. Kapitalny opis wstawania, aż mi się gębusia uśmiechała :)) PS. Też kupiłem wino i czekam na wieczór. A że samemu? Trudno, wino przez to nie straci ani smaku, ani mocy :)) Pozdrawiam Cię serdecznie :)))
UsuńW winie prawda płynie ;) Dziękuję i pozdrawiam :))
Usuń