Przejdź do głównej zawartości

Jeszcze wczoraj było lato

    Rano pojawiła się ciężka mgła. I jakby ze wszystkich stron cisnęła w Gorzkiej dom. Niby nie przedostaje się do środka, ale wystarczy jeden mały błąd, nieuważny ruch i rozleje się po wszystkich zakamarkach. Wejdzie po schodach na piętro, zmoczy podłogę, kotom futra, a kawa w filiżance zrobi się obrzydliwie zimna. Czy dach wytrzyma? 
To ciśnienie Gorzka czuje dzisiaj w swoich kolanach, piersiach i przede wszystkim w głowie. Nawet dłonie musiała oprzeć na klawiaturze, tak ciągną w dół. Od środka również coś ją ciśnie, jakby chciało się wydostać na zewnątrz, ale nie jest jeszcze ubrane, nie jest jeszcze gotowe, aż już chciałoby nie wiadomo co. Dziwne doznanie ucisku, ssania, a może nawet mrowienia.  Bliżej temu do ciepła niż nieprzyjemnego dreszczu, bo ilekroć Gorzka zabiera włosy z karku, to dłoń pozostaje ciepła, a w tym miejscu na szyi robi się na chwilę lżej, sprawdza więc też dalej na plecach i na chwilę doznaje ulgi, ale wraz z opadającymi włosami wszystko wraca. Wszystko opada z powrotem, a od środka wciąż ciśnie. Ręce wiszą bezradnie, nogi jak słupy soli, co do cholery jest. Tak by Gorzka siadła i oparła głowę na czymś chłodnym i solidnym.
Za oknem bez zmian. Co dziwne, jakby zrobiło się jeszcze gęściej, ciężej, intensywniej. Nawet jeśli wyjdzie dzisiaj słońce, to pewnie zrobi to późno. Sprawdzała Gorzka - nogi nie może podnieść zbyt wysoko, w ruchy wkradła się jakaś niemoc, a ubrania są cieplejsze niż zwykle. Nie ma gorączki. Czy ona dzisiaj będzie w stanie zrobić wszystko, co należy? Czy ona dzisiaj nie zrobi nic? Czy ona  cokolwiek dzisiaj zrobi? Najchętniej nakryłaby głowę kołdrą, nic nie widziała, nic nie słyszała i tylko zasnęła z tym dziwnym stanem oczekiwania w sobie.  
A jeszcze wczoraj było słońce. Leniwie kładło się na obrusy, parasole, wiklinowe krzesła, głaskało po dłoniach, karku i włosach. Niecierpliwe wróble przy nakrytym stole czekały na obiad. Jeszcze wczoraj było lato. Jeszcze pięknie pachniały róże, jeszcze Gorzka wiedziała, że pije kawę, jeszcze było lato.
Jest dzień bez słońca i z pomocą mgły chce wleźć wszędzie. A Gorzką rozpruć od środka.

Komentarze

  1. Gorzka powinna napić się herbaty z malinami, albo pocukrować ją miodem. Przypomni się smak lata - to pewne. I pewne jest, że zmęczenie dopada wszystkich, bo mgła, bo ciemniej, bo pachnie butwiejącymi liśćmi. I jak to bywa w życiu, są dwie strony tego samego medalu. Indian summer, jak mówią ci zza Wielkiej Wody i dni nijakie, bezbarwne, ale pełne napięcia. A może dobrze, że sątrzeba zająć się w końcu sobą. A kiedy indziej, niż teraz? Bardzo serdecznie Cię pozdrawiam i życzę dobrych wędrówek nawet jeśli siąpi i wieje wiatr. Bo przecież to też jest piękne (chyba, że się nie ma parasola). No i przesyłam ciepły uśmiech - a może się przyda?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Indian summer mówisz, pierwszy raz słyszę to określenie. Podoba mi się nazwa. Dni nijakie, ale pełne napięcia - no taki dzień mi się dzisiaj przydarzył. Dzisiaj po mgle nie było słońca, tylko z samego rano tak się na chwilę zarysowało nisko na niebie. Trochę mnie to poszturchało. Dziękuję za komentowanie moich wpisów i za ciepły uśmiech, uśmiech zawsze się przydaje. :))

      Usuń
  2. A teraz z dnia na dzień gorzej. Czas nam znów zmieniono i szybko mrok nadchodzi.
    Owszem można smutki i ciemność zalewać herbatą, słodzić czekoladą itp. , ale lata nic nie zastąpi.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Co nocami puka w szyby

Dom był mały, ale i tak za dużo było w nim szaf, drzwi, łóżek, pod którymi nie wiadomo co się czai, dziwnych i ciemnych zakamarków, a przede wszystkim okien. I siłą rzeczy trzeba było zasypiać z głową schowaną pod kołdrą, żeby czasem nie usłyszeć jakiegoś dziwnego i trudnego do zidentyfikowania dźwięku, albo co gorsza, nocnego pukania w szybę. Szczególnie wtedy, gdy w wieku czterech czy pięciu lat trzeba było zasypiać całkiem samotnie. Właściwie nie ma się co dziwić babci i prababci, które chciały mieć w końcu święty spokój od marudzącego i płaczącego za rodzicami dziecka, więc gdy zakopało się w kołdry i nie było już go widać i słychać, to można było w końcu odetchnąć z ulgą i iść do siebie. Dziecko miało coraz mniejsze oczy, ale spać nie chciało, mało tego, jeszcze marudziło, pochlipywało i ciągnęło co rusz za fartuch, a jeszcze do tego nie chciało jeść mleka. Co tu z takim bachorem zrobić? Najlepiej postraszyć. Dlatego też, gdy już w ogóle nie chciało się uspokoić, a dorośli nie mog

Zapadły Dół czyli lokalna legenda

Co zrobić, żeby historia była ciekawa? Żeby dajmy na to dwadzieścia parę oczu zwróciło się na ciebie w jednej chwili i zaczęło z zainteresowaniem słuchać? Żeby rozmowy cichły po trochu, a oczy zatrzymały się na jednym punkcie i tak już zostały?  Pewnie trzeba być przekonanym do tego, co się mówi i samemu w to wierzyć. Najważniejsze to być autentycznym. Jeśli ty w siebie uwierzysz, to inni też. Jeśli wierzysz w to, co mówisz, to cię usłyszą i co najwyżej uznają się za idiotę, ale wysłuchają. W obecnych czasach zawsze, wszędzie i na wszystko znajdziesz wytłumaczenie i gotową  receptę. Nie martw się, na pewno jesteś już zdiagnozowany, choć sam wcale o tym nie musisz wiedzieć. To już nie te czasy, gdy każda wieś lub miasto miały jakichś swoich lokalnych dziwaków, chorych, nieprzystosowanych,o których się szeptało i pokazywało palcami. Teraz wszyscy cierpimy na jakieś dziwaczne schorzenia, które sami sobie przypiszemy albo zrobią to za nas inni. To nie te czasy, gdy od ucha do ucha 

Einmal ist keinmal

Z całą pewnością coś, co wydarzyło się dawno przed laty, tak owiło się w mgłę, że nawet wraz z lekkim podmuchem wiatru po prostu znikło, rozpłynęło się w powietrzu, a w pamięci nie pozostała nawet luka, którą można by jakoś wypełnić. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że to samo powtórzyło się jeszcze później raz, a potem jeszcze raz i znów. I tak do skutku, albo bez końca. Tym samym ta dziwna i uporczywa powtarzalność sprawiła, że coś odległego odżyło i sprawiło, że zaczęło istnieć, żyć swoim własnym życiem. Powtarzalność sprawiła, że być może wydymane, mgliste wspomnienia stały się realne, dotykalne, słyszalne i nabrały smaku oraz zapachu. Całkiem przyjemne to doświadczenie, które sprawiło, że ktoś poczuł się umiejscowiony, tożsamy z życiem i sobą samym. To znaczy, że żyje, że istnieje, a życie o nim nie zapomniało, czy zwyczajnie się o niego upomniało. I tak powinno być, nawet jeśli to czasami trudne i męczące. Co roku niezmiennie przychodzi jesień i przychodzi listopad, w