Całe pole spowijał ciężki półmrok, który z każdą minutą stawał się coraz bardziej głeboki i gęsty. Jeszcze tylko kilka chwil i stanie się zupełnie ciemno. W oddali nad lasem zaczął się jednak wyłaniać księżyc w kwadrze i droga przed Gorzką zaczynała powoli jaśnieć odbijając jego blask na wysuszonej i ubitej polnej dróżce. Szła samym środkiem, bo boki porośnięte trawą, były już mokre od rosy i nie chciała moczyć stóp w tej nocnej, zimnej kąpieli. Nie było jednak widać jeszcze ani końca ani nawet początku tej dziwnej drogi. Jaśniały tylko te dwa wyjeżdżone ślady na kilka metrów do przodu i to wszystko. Z jednej strony ciemniał bardziej fragment niedużego lasu, z którego dochodziły dziwne pewnie ptasie krzyki i pohukiwania. Nieco z boku stało jedno samotne drzewo o rzadkich rozłożystych gałęziach. Żaden ptak na pewno nie uwił tam gniazda.
Odwróciła głowę w drugą stronę, bo nie chciała zobaczyć dyndającego tam wisielca, którego tam pewnie nie było, bo przecież narodził się tylko w jej głowie. Oczywiście teraz go nie było. Kiedyś tam jednak wisiał i znalazło go dziecko, które szło za tatą po śladach pozostawionych na śniegu.
Łatwo było odgadnąć, którędy szedł. Śnieg był głęboki i ślady widniały na nim jak wielkie czarne dziury. Dużo większe były niż jej stopy i musiała dużo większe kroki robić, żeby trafić nogą w tę znajomą dziurę. Zdawało jej się, że jeszcze czuć w nich ciepło po tacinej stopie, więc szła coraz szybciej śmiesznie skacząc, bo wydawało jej się, że to już tu zaraz tata się znajdzie. Ślad się jednak nagle urwał. Z nosem utkwionym w drogę rozpaczliwie rozglądała się za kolejnym śladem, ale nigdzie go nie widziała, podniosła więc głowę w górę, z nadzieją, że gdzieś w oddali znajdzie znajomą nieco zgarbioną sylwetkę. Owszem, znalazła, ale tata nie poruszał się i nie uśmiechał. Wisiał na drzewie tyłem do niej, ale po chwili bezwładna sylwetka odwróciła się dyndając w jej stronę. Tata to był, ale jakby nie on. Twarz inna, taka straszna. Jeszcze cicho wypowiedziała ot tak z przyzwyczajenia "tato", ale wiedziała, że tato nie odpowie. Odwróciła się w strachu i zaczęła szybko uciekać nie zważając już na wyżłobione w śniegu ślady, tylko brnęła sama torując sobie własną drogę na nowo do domu.
Nie sama Gorzka była na tej polnej drodze. Rozmawiała z towarzyszem głośno, śmiali się i żartowali. On też odwrócił głowę. Może przesadzili z żartami, może trafili na złą porę, bo księżyc nagle schował się za chmurami, ucichły ptaki i tylko jeden okropnie wołający zachrypniętym głosem zaskrzeczał im tak przeraźliwie nad głowami, że sami nie wiedząc czemu zaczęli uciekać. W tej jednej chwili nogi zrobiły im się jednak tak ciężkie, że nie mogli w ogóle posuwać się do przodu. Gorzkiej nikt za nogi nie złapał, nie poczuła na łydkach lodowatych dłoni, tylko ktoś jej w buty włożył dziesięciokilogramowe odważniki, że nie mogła kroku zrobić. Grzęźli razem jak muchy w smole na tej przeklętej drodze, próbowali do siebie mówić, ale nawet głosy ugrzęzły im w gardłach i tylko razem mieli świadomość, że z tyłu za nimi coś się dzieje, że coś się do nich zbliża. Dreszcze jakieś dziwne im przeszły po plecach, zesztywnieli niemalże na moment. Nie wiadomo ile to trwało, w końcu z gardeł wydobyły im się przeraźliwe krzyki, nogi nieco zelżały, że mogli powoli zacząć przyspieszać. Kto to wie, w jakim tempie przebyli tę nieszczęsną drogę, której ani końca ani początku nie było widać. Kto to wie, czy czasem nie pobili jakiegoś rekordu. Kto to wie, bo żadnemu z nich nie przyszło do głowy, żeby włączyć stoper. Nawet jeśli zdobyli jakiś rekord, to się o tym nigdy nie dowiedzą.
A drzewo przecież nie uschło. Wprost przeciwnie. Jest wciąż największe z odpowiednio grubymi gałęziami i kusi.
Oj straszysz Gorzką. Nic dziwnego, że już na drogę nie wejdzie.
OdpowiedzUsuńChyba na wsi najwięcej takich dróg. W mieście wszystko uładzone i zabudowane.
Możesz chodzić po chodniku lub kawałkach jeszcze nie zajętych przez budowle.
Jeśli coś ma straszyć to tylko te budowle, ulice, hałas, ludzie, ich duże i małe psy.
Cieszę się, że Gorzka wróciła, że znów ją widzę.
Czasem trzeba ją trochę postraszyć, żeby głowy za wysoko nie nosiła. Miasta też mają swoje mroczne zakamarki, czasem jeszcze lepsze. Dziękuję za komentarz, a Gorzka cieszy się niezmiernie, że jest mile widziana. Pozdrawiam :)
UsuńJaką to ponurą scenerię musiała oglądać Gorzka. A zdjęcia ładne :)
OdpowiedzUsuńZdjęcia zupełnie przypadkowe, ale to jest tak, jak wpada mi jakaś myśl do głowy bez wcześniejszego bodźca wzrokowego :)
UsuńWisielce może nie najpiękniejsze ale lepiej jest o nich wiedzieć niż nie wiedzieć. Pozdrawiam!^^
OdpowiedzUsuńNajlepiej ich w ogóle nie widywać :) Dziękuję za komentarz i pozdrawiam.
UsuńUmiesz budować klimat :)) Czyta się bardzo dobrze. Zdjęcia mroczne i ładnie się wpasowały. Pozdrawiam Cię serdecznie :))
OdpowiedzUsuńDziękuję, również pozdrawiam Cię serdecznie :))
UsuńWystraszyłam się 🙂 Niesamowice malujesz słowami obrazy. Ale nawet te gorzkie i smutne mi się podobają, bo dobrze piszesz. W realu nie chciałabym w lesie zobaczyć wisielca. Chyba bym już nigdy nie poszła do lasu .
OdpowiedzUsuń