Irish Cream w kolorze mlecznej kawy o nieco gęstszej konsystencji jak mleko kondensowane, ale niesłodzone. To zupełnie coś innego niż piwo. Mrs. Gorzka przestała pić piwo. Teraz tylko sporadycznie wypija kilka łyków. Teraz tylko sporadycznie robi też kilka innych rzeczy. A pewnych rzeczy nie robi w ogóle. A irish cream pije tylko dlatego, że dostała w prezencie i stało tak długo, że się butelka okropnie zakurzyła i żeby nie popełnić błędu znajomego, który wystawił przy koszu kilkadziesiąt pełnych butelek najróżniejszych alkoholów, bo wyszedł termin ważności, to otworzyła butelkę i spróbowała. Słodki, gęsty alkohol stał się namiastką deseru takiego lepkiego z karmelem, czekoladą i bitą śmietaną, którego nie wiadomo dlaczego, wciąż sobie odmawia. Od którego kolana miękną i przyjemne ciepło rozchodzi się po całym ciele. Trochę jak herbatka z prądem, ale subtelniej. Gdyby go jadała codziennie, to w zupełności zrozumiałe, ale ona go sobie zawsze odmawia, że nawet nie wie tak naprawdę, jak smakuje. Albo taka szarlotka na ciepło z lodami. Zamawia innym, a ona tylko łyżeczkę wącha i wzrok syci, żeby poczuć namiastkę tego doskonałego deseru. Z poważną miną oznajmia, że zwyczajnie nie ma ochoty. Niedługo Gorzka zostanie fakirem.
Co prawda w ostatnim roku wydała na siebie więcej pieniędzy niż wypadało, ale w większości było to wydatki konieczne, bo albo dziura zrobiła się w spódnicy, albo nie posiadała już zupełnie pewnej części garderoby i trzeba było ją po prostu uzupełnić. Ale to nie jest takie rozpasanie, jak kawałek rozpływającego się, słodkiego do granic niemożliwości, wilgotnego ciastka z kleksem bitej śmietany i rozpuszczającymi się dwoma kulkami lodów waniliowych. To nie jest to samo.
Nie, niemożliwe, żeby Gorzka była aż taką hipokrytką. Albo pewne rzeczy robi w transie i nic potem nie pamięta. Wystarczy jednak zajrzeć do szafy. Szafa nigdy nie skłamie. Szafa prawdę ci powie. Pojawiły się tam trzy nowe spódnice, jedna para spodni i pięć nowych bluzek. Żakietu i kurtki też tu wcześniej nie było. I płaszcz. Do tego jeszcze dwie nowe sukienki. Nie, przepraszam, żakiet jest starszy, ale to i tak dużo, jak na okres od stycznia do października właściwie. A gdzie bielizna? Jej póki co nie kolekcjonujemy, jak się zrobi potrzebna, to i owszem zakupimy. Ale to i tak nadal nie ten jest deser. To nie jest jeszcze to.
Dopiero dzisiaj Baileys dokonał tego, że w dołku na chwilę przestało ściskać.
Tylko że rano jakoś dziwnie w okolicach wątroby zaczęło pobolewać.
Jak tak można odmawiać sobie deseru... :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie :)
UsuńRozumiem doskonale. Ja też w towarzystwie nie jadam słodyczy. Zdarza się, że również nie jem w samotności. Jem wtedy owoce, bo zdrowsze. Czasem jednak jak Gorzka rzucam się np. na krem czekoladowy w słoiczku lub cukierki miętowe. Pije przeważnie piwo karmi z dodatkiem żurawiny lub grejpfrutu. Inne gorzkie piwa w ogóle mi nie wchodzą i mają za dużo procent.
OdpowiedzUsuńWiększość ludzi pewnie jada w towarzystwie mniej niż w samotności. Ot taka ludzka przypadłość, która nie prowadzi do niczego dobrego, ale czasami bardzo potrzebna.
UsuńMuszę powiedzieć że Gorzka zrobiła mi smaka tym Irish cream. Mnie też czeka wymiana garderoby na jesień.
OdpowiedzUsuńŚciskam mocno
Nie przepadam za takimi likierami, ale ten nie był zły. Natomiast zjadłabym szarlotkę na ciepło ;) Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńEch... ciesz się, że możesz.nawet jeśli nie jesz, to zawsze to Twój wybór. A to już coś. Pozdrawiam Cię z tej nie-słodkiej strony :)))
OdpowiedzUsuńCzy w jedną czy w drugą stronę, to takie robienie sobie na złość, żeby nie było zbyt nudno. Nie-słodka strona? To chyba coś dla Mrs. Gorzkiej ;) Również pozdrawiam :)))
UsuńNie znoszę połączenia słodkości z alkoholem. Nawet cukierki z likierem są dla mnie nie do zjedzenia.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie masz rację. Ja również unikam takich połączeń.
UsuńTo i ja muszę przyznać że nie lubię słodyczy z alkoholem. Za to same słodycze bardzo...zwłaszcza domowe ciasta. Jesień namawia do domowych wypieków i jak jej odmówić? hmmm ;) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDo alkoholu jak już to śledź :D Domowe ciasta - też zwykle takie jadam, a jesienią szczególnie jabłeczniki i orzechowce :)
UsuńŻadna mi różnica czy jem w samotności słodycze czy w towarzystwie - smakują mi zawsze i o każdej porze. Jak Ci to smakuje to polecam spróbuj SHERIDAN'S :)
OdpowiedzUsuńCzy mi smakuje? - średnio, nie przepadam za takimi trunkami, słodycze też mi zawsze tak samo smakują. Dziękuję za komentarz i pozdrawiam :)
UsuńJestem maniaczką słodkości. Rozumie Cię doskonale. Kiedy jeść, jak nie teraz?
OdpowiedzUsuńNo właśnie, kiedy to zjem, jak nie teraz?
UsuńPamiętam gdy pan Jan Nowicki opowiadał, że jego zdaniem kobieta zdecydowanie nie powinna jeść publicznie. Prywatnie najlepiej też nie bo to burzy jej cudowny wizerunek. Tak zapamiętałam sens jego wypowiedzi. Coś w tym jest . Ja też nie lubię jak moje kochanki nieumiejętnie jedzą a nieumiejętnie to znaczy, jedzą dla jedzenia a nie dla czegoś więcej, dla mnie.
OdpowiedzUsuńTo jak człowiek jada, podobno wiele o nim mówi, a zjedzenie wspólnego posiłku, to już prawie jak hmm...
Usuń