Przejdź do głównej zawartości

Kałuża rozpaczy

I znów to samo. To nie tylko głupie wrażenie, że już tu kiedyś byłam, że już to widziałam, że skądś to znam. To znowu to samo. I nie chodzi tutaj tylko o podobny poranek z mgłami, o budzik nastawiony na szóstą dziesięć, o tę samą listę zakupów i górę prania czekającą w łazience. Tutaj chodzi o tę drogę z całym bagażem uczuć, których wcale z roku na rok nie ma mniej, ale wprost przeciwnie, które rosną, powiększają się jak kula śniegowa, do której wszystko się klei, ale gdyby przejrzeć te wszystkie warstwy, to człowiek utopiłby się w tej kałuży z rozpaczy. 
Żeby powstała jedna warstwa, musi pod nią być jakaś wcześniejsza. Nie da się tego miejsca wypełnić powietrzem. Jedna drugą przykrywa, a w samym środku znajduje się jądro - zalążek tego wszystkiego, co nagromadziłaś latami. To zwykle twardsza kulka, od której wszystko się zaczęło. Nie da się zdjąć przyklejonych już warstw, nie odwinie się ich jak bandażu. Ciapa i wielka breja zrobi się z tego podczas odwilży, a w końcu wielka kałuża rozpaczy. 











Komentarze

  1. ...góra prania w łazience. W jakim to łańcuchu górskim ?
    Wybywając z mojego terenu spotykam tych samych ludzi, w tych samych , dla mnie, pozycjach siedzących, na czym popadnie, moim zdaniem, przed domami. Ileż razy trzeba coś zobaczyć by w tym dostrzec przekaz do nas kierowany a ileż razy na dostrzeżenie nie ma szans...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łańcuch górski jakiś wyimaginowany. Zazwyczaj widzimy to, czego nie powinniśmy. W ogóle widzenie jest bardzo subiektywne.

      Usuń
  2. Przecudownie u Ciebie na zdjęciach. Wspaniała perspektywa, która mnie zachwyciła, bo zawsze marzyłem o takich zdjęciach. Cóż, może kiedyś. A tekst...rozumiem aż nadto, bo sam mam taką kulę do której wszystko się lepi. Ale wiesz co? Odwilż, to dobra pora, bo ziemia chłonie wilgoć, nawet, jeśli to rozpacz. A wilgoć oznacza życie. I tym sylogizmem optymistycznie Cię pozdrawiam życząc ciepła i spokoju :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak właśnie myślałam, że ta kałuża wsiąknie, a rankiem będę z niej cudne mgły. Ta odwilż to jakoś nie chce nadejść. Dłuży się jak to każdy koniec zimy :) A z kałuży to głównie dzieci się cieszą. Jest chwilę czarna i mętna, ale zaraz znika. To jedyne bajoro, które zawsze znika :))

      Usuń
  3. Mgliście. ładnie i jesiennie :) Dzień Świstaka ? Codziennie to samo

    OdpowiedzUsuń
  4. Taki jesienny nastrój wyczuwam :) Ładne zdjęcia.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jaki to dziwny zbieg okoliczności, bo właśnie piszę o Kałużach smutku. Podobny tytuł, temat,
    choć inny. U Ciebie czuje się więcej poezji jak zwykle zresztą i za to między innymi Cię lubię.
    Ale co z tymi kałużami? Przetrwać? Latem wyschną? Już na wiosnę zaczną wysychać?
    Może tak, a może trzeba się dokopać do początku, przyjrzeć się mu i uzdrowić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak czasem mam, że coś piszę, albo nachodzi mnie jakiś motyw, a potem odnajduję to w cudzym wpisie lub zdjęciach. Nie mam pojęcia co zrobić z kałużami - jedno jest pewne - z czasem znikną. Przyjrzeć się im - to też być może dobry pomysł.

      Usuń
  6. Witam. Gdy piszesz o warstwach przypomina mi się bajka Shrek i rozmowa Osła ze Shrekiem o cebuli o warstwach... Każdy ma warstwy jak cebula. Pierwsze zdjęcie magia :) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, cebula ze swoimi warstwami też mnie urzekła, a głownie za sprawą wiersza Szymborskiej. Również pozdrawiam :)

      Usuń
  7. Właśnie pokonałam górę swojego prania.
    Lubię fotografować mgły. Jest w tym jakieś misterium.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam jeden dzień w tygodniu na pranie, więc zwykle góra się tego robi ;) Ja bardzo lubię mgły. Mgła z rana to zwykle dobry humor u mnie do wieczora.

      Usuń
  8. Łzy są po to ,aby je ocierać
    Wspomnienia, aby nie zapominać,
    Deszcz, aby przyszło słońce
    A kałuża, aby móc w nią wskoczyć i przypomnieć beztroskie dzieciństwo
    Nawet na bosaka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na bosaka jest najprzyjemniej, szczególnie na ciepłym asfalcie. :)

      Usuń
    2. O tak.
      Nie czekaj.
      Póki kałuża nie wyschła😄🔥

      Usuń
    3. Jak na boska bedziesz chodzić to już żaden samochód Ciebie prądami swemi nie popieści przy zamykaniu drzwi.
      Uziemisz się - przerwa w lataniu.

      Usuń
  9. Bardzo klimatyczne zdjęcia... I pamiętaj, zawsze w końcu wychodzi słońce i kałuże znikają :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Wszystko gnije żeby wszystko mogło odrodzić się na wiosnę.Wspaniale że jesteś.Lubię Ciebie czytać.

    OdpowiedzUsuń
  11. Nawet kałuża rozpaczy ma to do siebie,że kiedyś zaschnie w szczęśliwości
    Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło i zawsze lepiej na początku się zmęczyć w smutku, żeby nabrać siły na skok do
    SŁOŃCA

    OdpowiedzUsuń
  12. Witaj Gorzka, twój tekst jak zwykle piękny i poruszający. Zdjęcia równie wspaniale.

    Uściski

    OdpowiedzUsuń
  13. W nas wszystkich jest jakaś gloryfikacja - losu, myśli, pieśni, słów o beznadziejności, smutku, tragedii - cała piękna literatura, sztuka to martyrologia duszy :D . Kiedyś mi dziecko zwróciło uwagę - mamuś ty wszystko co udostępniasz, to jakaś czarna rozpacz. I faktycznie spojrzałam pod tym kontem i włos mi się zjeżył na głowie, bo moje dziecko miało rację. Chwilę nad tym pomyślałam. Przeanalizowałam swój zwyczajny dzień. Ile w nim było chwil, gdzie chciało mi się "wyć do księżyca" ile razy się zaśmiałam lub uśmiechnęłam, a ile razy wszystko miałam w czterech literach. Nie do uwierzenia, ale tego bezdennego smutku może raptem z kilka minut zagłuszonego za chwilę już śmiechem. Zastanawiam się dlaczego nie możemy kochać się na wesoło, cierpieć ze śmiechem i umierać w spazmach rechotu. Ciekawe jakby wtedy świat wyglądał. Tekst mi się spodobał, a zdjęcia - uwielbiam taki mglisty, tajemniczy świat. Bosy świat :)) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też się nad tym zastanawiam, ale to już chyba wpisane jest w ludzki charakter. I smutne. Zawsze staram się, żeby prawie każdy wpis, niósł jednak jakiś wewnętrzny rechot choćby delikatny, ale że mam specyficzne poczucie humoru (chyba tylko ja się z tego śmieję), to i nie zawsze czytający to wyłapie. Dziękuję, serdecznie pozdrawiam :))

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Co nocami puka w szyby

Dom był mały, ale i tak za dużo było w nim szaf, drzwi, łóżek, pod którymi nie wiadomo co się czai, dziwnych i ciemnych zakamarków, a przede wszystkim okien. I siłą rzeczy trzeba było zasypiać z głową schowaną pod kołdrą, żeby czasem nie usłyszeć jakiegoś dziwnego i trudnego do zidentyfikowania dźwięku, albo co gorsza, nocnego pukania w szybę. Szczególnie wtedy, gdy w wieku czterech czy pięciu lat trzeba było zasypiać całkiem samotnie. Właściwie nie ma się co dziwić babci i prababci, które chciały mieć w końcu święty spokój od marudzącego i płaczącego za rodzicami dziecka, więc gdy zakopało się w kołdry i nie było już go widać i słychać, to można było w końcu odetchnąć z ulgą i iść do siebie. Dziecko miało coraz mniejsze oczy, ale spać nie chciało, mało tego, jeszcze marudziło, pochlipywało i ciągnęło co rusz za fartuch, a jeszcze do tego nie chciało jeść mleka. Co tu z takim bachorem zrobić? Najlepiej postraszyć. Dlatego też, gdy już w ogóle nie chciało się uspokoić, a dorośli nie mog

Zapadły Dół czyli lokalna legenda

Co zrobić, żeby historia była ciekawa? Żeby dajmy na to dwadzieścia parę oczu zwróciło się na ciebie w jednej chwili i zaczęło z zainteresowaniem słuchać? Żeby rozmowy cichły po trochu, a oczy zatrzymały się na jednym punkcie i tak już zostały?  Pewnie trzeba być przekonanym do tego, co się mówi i samemu w to wierzyć. Najważniejsze to być autentycznym. Jeśli ty w siebie uwierzysz, to inni też. Jeśli wierzysz w to, co mówisz, to cię usłyszą i co najwyżej uznają się za idiotę, ale wysłuchają. W obecnych czasach zawsze, wszędzie i na wszystko znajdziesz wytłumaczenie i gotową  receptę. Nie martw się, na pewno jesteś już zdiagnozowany, choć sam wcale o tym nie musisz wiedzieć. To już nie te czasy, gdy każda wieś lub miasto miały jakichś swoich lokalnych dziwaków, chorych, nieprzystosowanych,o których się szeptało i pokazywało palcami. Teraz wszyscy cierpimy na jakieś dziwaczne schorzenia, które sami sobie przypiszemy albo zrobią to za nas inni. To nie te czasy, gdy od ucha do ucha 

Einmal ist keinmal

Z całą pewnością coś, co wydarzyło się dawno przed laty, tak owiło się w mgłę, że nawet wraz z lekkim podmuchem wiatru po prostu znikło, rozpłynęło się w powietrzu, a w pamięci nie pozostała nawet luka, którą można by jakoś wypełnić. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że to samo powtórzyło się jeszcze później raz, a potem jeszcze raz i znów. I tak do skutku, albo bez końca. Tym samym ta dziwna i uporczywa powtarzalność sprawiła, że coś odległego odżyło i sprawiło, że zaczęło istnieć, żyć swoim własnym życiem. Powtarzalność sprawiła, że być może wydymane, mgliste wspomnienia stały się realne, dotykalne, słyszalne i nabrały smaku oraz zapachu. Całkiem przyjemne to doświadczenie, które sprawiło, że ktoś poczuł się umiejscowiony, tożsamy z życiem i sobą samym. To znaczy, że żyje, że istnieje, a życie o nim nie zapomniało, czy zwyczajnie się o niego upomniało. I tak powinno być, nawet jeśli to czasami trudne i męczące. Co roku niezmiennie przychodzi jesień i przychodzi listopad, w