
Ostatnim spojrzeniem ktoś Gorzką wprawił w błogi nastrój. Ciężko było jak cholera. Wszystko bolało, resztki mózgu dogorywały na słońcu, kleiła się od potu i kurzu, a całe pozostałe myśli zbiegały się w jeden punkt na obolałej stopie. Do tego bezsensowne rozmowy, by czasem nie wyjść na mruka, nieświeże kanapki w plecaku i ciągle tylko ciepła woda, bo wszystko grzało się na tym upale szybciej niż na kuchence. I wtedy, gdy Gorzka próbowała te swoje nieszczęsne resztki zebrać do kupy, napotkała czyjś wzrok. Dość wygłodniały zresztą. Musiała schować z powrotem tę nadgryzioną bułkę, bo kawałek, który miała w ustach, utknął jej niemalże w gardle. Przepiła więc tą nieświeżą wodą i zrobiło jej się chciałaby powiedzieć gorąco, ale ponieważ panował upał, to raczej będzie bardziej trafne, że przeszedł przez nią zimny dreszcz. No i Gorzkiej żyć się znowu zachciało, skoczyła na równe nogi, bo i stopa przestała boleć. Palcami przeczesała ulizane od czapki włosy i ze zgrozą uświadomiła sobie, że ma na sobie najgorsze spodenki z możliwych, wyciągnięte z dna szafy, bo wygodne i ciasną bluzkę na guziki, bo tylko ona była biała i przewiewna. I wielkiego, okropnego pęcherza na nodze. I czerwony makijaż na twarzy, który głównie w tej chwili skumulował się w okolicach nosa i czoła, bo tam najczęściej sięgało słońce. Nic to, no cóż, że wygląda tak okropnie, przeszedł ją dreszcz i już jest jak w niebie. Takie chwile w pewnym wieku liczy się podwójnie a nawet potrójnie, a Gorzka to je liczy nawet siedmiokrotnie, bo musi wystarczyć chociażby na cały tydzień. Spojrzenie było jednak pierwsza klasa, bo trzyma ją już trzeci tydzień i dopiero teraz zaczyna do siebie dochodzić. Ale jeszcze jej się gęba uśmiecha.

I to by było na tyle. Dzisiaj natomiast w herbacie utopiła jej się mucha. Dobrze że zdążyła ją zauważyć przed połknięciem. I dzień był niezwykle długi. Aż dziw, że zdążyła dzisiaj tyle zrobić. Wydłużył się jakoś dzisiaj specjalnie dla niej, żeby nie musiała odkładać na jutro. Bo kto wie, ile jej jeszcze czasu zostało. Ile to jeszcze wydłubie tych spojrzeń, dreszczy i uśmiechów, które mają niezwykłą moc stawiania na nogi na miesiąc albo i dłużej.
W upał noszę chłodną wodę w termosie.
OdpowiedzUsuńTo dobry pomysł, muszę o termosie pomyśleć, bo w jednym zawsze noszę kawę albo herbatę zieloną, jakoś nie mogę się bez tego obyć.
UsuńJakoś tak pozytywnie bardziej :)
OdpowiedzUsuńNaprawdę? Ja mam wrażenie, że rozpacz i desperacja :)
UsuńTeż mam taki 'czerwony makijaż' w słoneczne dni.
OdpowiedzUsuńBardzo podobają mi się zdjęcia...
Szkoda tylko, że tego makijażu nie da się zmyć wieczorem :) Dziękuję i pozdrawiam.
UsuńHej. Zdjęcia takie wrześniowe ,takie spokojne, takie dobre...
OdpowiedzUsuńJeśli poruszyłaś temat much w herbacie to moja córka powiedziałaby Ci coś ważnego, coś co dziś powiedziała mi: " kocham muchy"... Pozdrawiam :)
Kiedyś we wczesnym dzieciństwie wyrwałam jednej musze skrzydła, bo chciałam z niej zrobić robaka, mam wyrzuty sumienia do dzisiaj naprawdę, potem tego strasznie żałowałam, więc powtórzę za Twoją córką "kochamy muchy" :))
UsuńAch, tych spojrzeń wciąż mało.
OdpowiedzUsuńPewnie dlatego takie fajne :)
UsuńUśmiech mam wielki po przeczytaniu :)) Rozczulił mnie opis ubrania i makijażu. Ale to normalne, że zawsze wygląda się nie tak, kiedy patrzą na nas TE oczy. I wiesz, chyba dobrze, bo dostrzegają to, co trzeba. Pięknie napisałaś o nasycaniu się spojrzeniem. O nasycaniu się myślami. Zapomniałem, jak to jest :)) A na Twoje pytanie odpowiem prosto - nie wiadomo ile. Ale to akurat dobrze, bo każde z nich trzeba traktować w sposób szczególny. Spieszmy się łapać spojrzenia, tak szybko odchodzą, że trochę nieprawnie sparafrazuję Szymborską. Piękny wpis, dobry, jak słońce letnio-jesienne. Podobają mi się zdjęcia. Dobrze uchwyciłaś babie lato - z mgiełką i rosą. A zdjęcie z mostem (trzecie od doły) wielce urokliwe. Całość z uśmiechem i dobrymi myślami. Dziękuję Ci za dobrą chwilę i uśmiech (nie, nie śmiech, a właśnie uśmiech zwłaszcza do tych myśli z pytaniem. Bardzo mi to bliskie). Pozdrawiam Cię dobrym, leniwym światłem środka września :)))
OdpowiedzUsuńTak to już jest, że jak by się chciało zrobić wrażenie, to zazwyczaj nie ma jak i nie pozostaje nic innego, tylko robić dobrą minę do złej gry, ale przynajmniej potem z uśmiechem się wspomina. Takie drobiazgi, ale dla mnie ważne, bo z czego się tu cieszyć? Zdjęcie z mostem i z ludzikiem na rowerze chyba jako jedyne mnie nie gryzie w oczy, lubię jak mi się uda uchwycić przypadkiem jakiegoś naszego lokalnego żulka i nie mam tu nic złego na myśli, bo mam do nich pewien sentyment. Cieszę się, że wpis wywołał uśmiech, również Cię bardzo serdecznie pozdrawiam :)))
OdpowiedzUsuńHej Gorzka, a ja jak biegam to mi same w zęby wpadają. Nie jestem, aż tak mięsożerna , to je później zdrapuję z zębów...Cudowna pułapka Tekli... Tej z pszczółki Mai:)
OdpowiedzUsuńMnie to zawsze w ślepia lecą, mimo że noszę okulary, ale kilka sztuk zdarzyło mi się też połknąć :))
UsuńTo nie przyszła do Ciebie wróżka zębuszka?
UsuńGorzka teksty u Ciebie jak zwykle perfekcyjne. Zdjęcia również. Potrafisz świetnie ubierać rzeczywistość w słowa. Mnie się kiedyś osa utopila w kompocie. Dobrze że zauważylam i nie napiłam się.
OdpowiedzUsuń