Ja wiem, że to nie pora, że ktoś mi może za to głowę ukręcić, ale po co to przekładać? Nic na to nie poradzę, że polska, a może i europejska mentalność, lubi dmuchać na zimne i wokół słyszy się tylko: nie wywołuj wilka z lasu, albo: nie dopisuj czarnych scenariuszy, jeśli nie chcesz ich w swoim życiu, bo czarnowidztwo to jakby życzenie sobie tych właśnie nieprzyjemnych rzeczy. Ale ponieważ swój charakter określiłabym raczej jako mniej optymistyczny, a bardziej może melancholijny z dużą dozą realizmu, bo w rzeczywistości przyszło mi żyć, powiem, albo może postąpię jak to bywa w Japonii i wyobrażę sobie, a nawet celowo wykopię z dawno już zarośniętej ziemi, historię powiedziałabym w obecnej sytuacji, żywą jak rtęć. By oswoić i przypomnieć, że to nic nowego.
Przy piaszczystej drodze, która w tej chwili przypominała jedno wielkie bagno i żeby ją przejść, trzeba było samym skrajem iść, stały małe wiejskie chałupki. Z jednej czy z dwóch unosiła się delikatna strużka biało-niebieskiego dymu i to był jedyny ślad życia w tej wsi ukrytej w lasach. Nie było ludzi w obejściach, nie było słychać dziecięcych krzyków, nie suszyły się uprane stroje na sznurach. Przydomowe jabłonki, grusze i śliwy zaczynały właśnie wypuszczać pąki, gdzieniegdzie zaczynała zielenić się trawa. Cicho tu i pusto było jednak, jakby wieś umarłą była. Dopiero gdy zmrok nadszedł, widać było, że w izbach palą się lampy i gromnice, które rzucały swym światłem delikatne cienie na drogę. Mało tam jednak było życia w tych chałupach. Od miesiąca całą wioskę, zresztą jak i wiele innych, trawiła zaraza i nikt już teraz prawie nie wychodził, bo albo nie mógł, albo bał się nie wiadomo czego. W każdej jednej był ktoś chory, a w niektórych nawet cała rodzina leżała złożona gorączką, przy których nikogo nie było, a oni leżeli na półprzytomni zostawieni całkiem sobie czekając, aż im ktoś na spieczone usta poda wody. Ale przecież nawet w piecu nie miał kto napalić, a cóż dopiero podać wodę. Każdy pozostawał sam w swoim nieszczęściu.
W jednej chałupie w środku wsi żywiej się trochę zrobiło wieczorem, drzwi trzaskały, bo od czasu do czasu ktoś wchodził lub wychodził. Na środku izby przy stole siedziało kilku chłopów przy naftowej świecy. Ciepły blask oświetlał główną część pomieszczenia, reszta tonęła w dziwnym mroku. Jakieś tylko niewyraźnie zarysowane pierzyny kłębiły się na łóżku w rogu, a w oknie stała ubrana gałązkami Matka Boska. Radzili coś szeptem, a od czasu do czasu głos podnosił jeden czy drugi. Czekały prace w polu, w lesie, przy domostwach i nie miał kto pracować, a tu trzeba było mogiłę zbiorową uradzić, bo już w kilku domach zmarły leżał razem z żywymi i nie miał mu kto pochówku urządzić. Naliczyli ich już koło trzydziestu, a kto wie, co będzie jutro. Na cmentarzu ksiądz nie chciał chować, bo i nie wolno było, że rozwlecze się to paskudztwo jeszcze dalej. Wieś musiała sama poradzić sobie z problemem. Dzisiaj uradzono, że tam za wsią na skraju lasu, gdzie młodnik posadzono niedawno, wykopie się wielki dół, aby nieboszczyki pochować. Szeptem jednak powtarzano, że trzeba sobie jeszcze w inny sposób z zarazą poradzić. Podobno tak i w innych wsiach zrobiono i od tego czasu żaden już nie zachorował...
Z rana kilku chłopów poszło kopać dół, a reszta rozpierzchła się po wsi w chałupy zaglądać i liczyć żywych i umarłych. Trzydziestu siedmiu naliczono, którzy razem z żywymi w izbach jeszcze byli, w ostatniej chacie jedna ledwie żywa dziewczyna została przy pozostałych zmarłych. Znaleźli więc i to, czego szukali.
Pod wieczór mogiła była gotowa. Na wóz zbierano i wrzucano wszystkie ciała, w domach tylko zdrowych zostawiano, z ostatniej chaty na wóz wrzucono również w gorączce młodą kobietę, która nawet nie miała się siły obronić, a zresztą nawet nie chciała się puścić ciała swojego zmarłego. Gdy dojechali na miejsce, zaczęli wrzucać ciała do grobu, na koniec jeszcze żywą dziewczynę, która jakby przeczuwając co się święci, krzyczeć zaczęła, wrzucono ją jednak do reszty i szybko zaczęto zasypywać grób. Kilkunastu chłopów szybko zakopało mogiłę razem z młodą kobietą, która jeszcze na początku próbowała się wygrzebywać, ale potem wszystko ucichło. Nie było rozmów, nie było krzyków. Szybko usypano dość wysoką mogiłę, przydeptano i drewniany krzyż postawiono. Od tego czasu, gdy zarazę pochowano razem z żywą dziewicą, nikt już na cholerę we wsi nie umarł.
I może to nie pora, ale historia prawdziwa, bo jeszcze żywa wśród żywych, choć już prawie zapomniana, jak to, by zakończyć zarazę, uwierzono, że trzeba żywą kobietę pochować we wspólnej mogile. Koniec XIX wieku czyżby jeszcze polowanie na czarownice? Bo to jedna wieś skrywa taką tajemnicę...
Straszna historia. Oby pozostała w przeszłości i w Twojej opowieści.
OdpowiedzUsuńStraszna. Jak ją usłyszałam, zrobiło mi się słabo. Oby było, tak jak piszesz.
UsuńPopłakałam się.... Przy kawie jeszcze mi się to nigdy nie zdarzyło...
OdpowiedzUsuńNie miałam takiego założenia, ale może to ten czas niespokojny tak się na to przełożył? Pozdrawiam serdecznie i uśmiechy przesyłam :))
UsuńOczywiście, nie bierz tego do siebie :) Tekst jest po prostu tak sugestywny, a ja wczuwam się bardzo łatwo :) A czas istotnie, dopomógł...
UsuńŚwietne!! Fantastycznie językowo. Żywo i z piękną stylizacją. Mniam!! Ostatnią polską czarownicę spalono w 1978 roku - oficjalne dane. Co prawda sprawców nie złapano, ale ludzie z tamtych terenów dziwnie milkną, jak ich zapytać o to. Ofiara czystej krwi. Teraz wiele wyjdzie z ludzi takich przesądów, oby nie trafili się tacy, którzy będą próbowali w praktyce wykorzystać do podbudowania własnego ego czy kompensaty kompleksów. A w opowieść wierzę, bo ta praktyka stosowana była może nie często, ale właśnie w czasach zarazy, które dawniej były powszechne. Dziękuję Ci za ten wpis. Naprawdę, zrobiłaś mi piękny prezent czytelniczy :))
OdpowiedzUsuńMasz rację, ten czas niespokojny sprzyja temu, że w ludziach wracają takie wspomnienia, co babka albo matka mówiła. Bardziej wylewni się zrobili, mam nadzieję, że jednak nie przejdą do czynów, choć jak widzę, co się dzieje, np. w sklepach i obserwuję ludzkie zachowania, to zaczynam się bać. Mówisz, że ostatnią czarownicę spalono w 1978 roku? Myślałam, że było to nieco dawniej, no to mi stracha napędziłeś ;) Pozdrawiam Cię serdecznie i dziękuję za komentarz :)))
UsuńKusi by powiedzieć, że jeśli czyjaś wina być musiała, to zawsze kobiety. Jeśli kogoś trzeba było poświęcić, to zawsze kobietę. Jeśli wskazać czarownika, to czarownicę.
OdpowiedzUsuńJa mężczyzna nie wiedział jak ją zdobyć, to najlepiej ją skazać. Smutne to, ale prawdziwe.
UsuńNiby straszna, a fascynująca.
OdpowiedzUsuńBo to co straszne i nieznane, to i fascynuje bardziej.
UsuńSmutna w końcowym rozrachunku i pokazaniu do czego człowiek bywa zdolny w strachu, zachłanności i darzeniu do swoich celów :(
OdpowiedzUsuńps Fajne zdjęcia a zwłaszcza żabek.
Podobno dawniej żaby zwiastowały plagi, to był zły znak. Ja patrzyłam na nie z przyjemnością, uspokoiły mnie nieco w tym całym chaosie.
UsuńDobrze, że mnie nie znależli :)
OdpowiedzUsuńPoczekaj, bo jeszcze się nie skończyło, a samopoczucia coraz bardziej gorące ;)
UsuńPrzechodzę po stronach, obrazach, tekstach szukając pewnego adresu ale nie mogę, nie umiem go znaleźć . Adres z nadzieją ale gdzieś mi się zagubił.
OdpowiedzUsuńPewnie to dobrze, że się zgubił.
UsuńOby teraz nie trzeba było powtarzać podobnych czynów...
OdpowiedzUsuńKto wie, co tam ludziom chodzi po głowach. Zabobony to wciąż niezwykle żywy temat. ;)
Usuńooo wow , czytając nie wiedziałam czy prawdziwa czy nie, ale na końcu się dowiedziałam. To straszna historia ale bardzo interesująca. Pora jest na to właściwie bo dzieją się dziwne rzeczy teraz. . . Może i tak niedługo będzie się działo .... Oby nie . Bardzo ciekawa historia i zdjęcia, które mają w sobie coś co dodaje trochę strachu .
OdpowiedzUsuńHistoria jeszcze żywa, bo żyją jeszcze ludzie, którzy dowiedzieli się tego od swoich mam lub babć, coś tam pewnie podkoloryzowane jest, jak to w takich opowieściach.
Usuńwsie też mają co ukrywać i wstydzić się. z miastami wcale nie będzie lepiej.
OdpowiedzUsuńTa się wyspowiadała ;)
UsuńLudzie ludziom zgotowali ten los...Jak zawsze i na zawsze. A 'czarownice' były zawsze i na zawsze . A opowieści też zawsze były i będą...
OdpowiedzUsuńDokładnie ludzie ludziom...
Usuńtylko skąd oni wzięli żywą dziewicę?...
OdpowiedzUsuńgdy zbliża się jakiś totalny the end, to ludzie ponoć kochliwi się robią bardzo, bo nie wiadomo, jak to z "tymi sprawami" będzie na tamtym świecie...
p.jzns :)
No właśnie liczę na tę miłość w czasach zarazy, bo jak nie teraz to kiedy? ;)
UsuńWierzę w tą historię
OdpowiedzUsuńWystarczy popatrzeć na ludzi dzisiaj
Pewnie byli by zdolni odnaleźć nawet dziewicę
Ciekawe czy by im się udało :D
UsuńMyślę, że i w obecnych czasach ludzie gotowi są uwierzyć w takie 'antidotum'. A nawet po nie sięgnąć. I chyba nawet by mnie to nie zdziwiło...
OdpowiedzUsuńMam jednak nadzieję, że mamy to już za sobą, że podobne historie się nie będą zdarzać. Dla mnie niewiarygodne, że w ogóle się zdarzały.
UsuńNawet teraz w dobie obecnej zarazy zdarzają się przypadki szykanowania osób chorych na covid19 i ich rodzin. I co z tego, że to XXI wiek i ludzie ponoć światlejsi, w dalszym ciągu rządzi strach, a ten popycha ludzi do najgorszych podłości.
UsuńBardzo smutna historia. Aż mi oczy nawilgły. To ciężki czas. Bardzo ciężki.
OdpowiedzUsuńAle historia... Potrafisz wyszukać co dobre. Bo historia chociaż straszna, to jednak i ciekawa. Zawsze ciągnie mnie do takich opowieści, chyba lubimy (w liczbie mnogiej, bo myślę, że takich jak ja znajdzie się więcej) trochę się zszokować czy przerazić, siedząc bezpiecznie i wygodnie w ulubionym fotelu...
OdpowiedzUsuń