Przejdź do głównej zawartości

Roland Topor "Portret Suzanne"

Do moich aktualnych nastrojów  dołączyła mała, cienka i bardzo niepozorna książeczka
Rolanda Topora "Portret Suzanne". Nie znam innych utworów tego autora, ale z tego, co kojarzę, to koleżka Romana Polańskiego i tutaj każdy chyba zna film "Lokator", który powstał właśnie na kanwie powieści tego autora. Film zresztą bardzo osobliwy w uwielbianej przeze mnie tonacji to i książka pewnie niczego sobie. Jednak "Chimerycznego lokatora" Rolanda Topora jeszcze nie miałam w ręku, a dostałam za to wspomniany wcześniej "Portret Suzanne". Jest to moje drugie podejście do tej cieniutkiej, bo liczącej zaledwie 70 stron, książeczki. Drugie, bo pomyślałam, że po długiej przerwie, coś innego wyczytam, coś innego odkryję. Czasem może warto wracać do książki...? 
Nie wiem, czy odkryłam coś innego, inną myśl przewodnią, na pewno odnalazłam więcej, ale jak dla mnie to po prostu książka o miłości własnej. O miłości tak silnej, że przysłania wszystko inne, i gdy cię w końcu zapędzi w kozi róg, to nie pozostaje ci nic innego, jak... rzucić się pod pociąg. 
Otyły bohater zabierze cię ze sobą w gonitwę po mieście za dobrym jedzeniem. Bigos, ciasta z kremem, grzanki z gęsim smalcem, szampan, kluseczki (swoją drogą, kto by się spodziewał, że w szpitalach dają dobrze zjeść). Potem to już nieważne jaki to lokal, byleby dawali tam jedzenie. Ta pożądliwa chęć poczucia przesuwania się jedzenia w przełyku zaprowadzi bohatera w różne dziwne rejony szarego miasta. A to na przykład do sklepu z butami, gdzie jego własna nieporadność sprawi, że zamiast posiłku nabędzie nowe, o jeden rozmiar za małe buty. I to w tych nieszczęsnych butach będzie nas ciągnął w jeszcze kilka miejsc, aż na nodze powstanie wilgotna, głęboka na palca rana. Rana, która przysporzy nieznanych dotąd doznań. Rana kobieca, bo nasz bohater, czy to z głodu, czy z gorączki od rany, czy jeszcze może z całkiem innego powodu, stanie się na chwilę kobietą. Kobietą nawet nie w połowie, bo tylko ta jedna noga z raną stanie się piękną, ale  nieprzystępną i kapryśną kobietą-bluszcz. Niemożność odbycia z nią stosunku spowoduje, że nawet na chwilę przestanie jeść. Z czasem uświadomi sobie jednak, że te dwie sprawy nie mogą się wykluczać, a istnieć niestety obok siebie również nie... Nie pozostaje nic innego, jak zakończyć tę straszną męczarnię. Bo niestety życie tutaj to męczarnia. Człowiek męczy się z człowiekiem, ze samym sobą, ze swoimi słabościami, do tego dochodzi mgliste i nieprzyjemne otoczenie, obawa o gotówkę w portfelu i absolutny brak miłości. Nie pozostaje nic innego jak kochać tylko siebie, a to już jest ten właśnie kozi róg, z którego nie ma ratunku, nie ma wyjścia... 
A może ta książka wcale nie jest o miłości własnej, ale o okropnej samotności, która dopiero poprowadzi cię do tej chorej miłości? Polecam, jeśli się nie boisz takich klimatów.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zapadły Dół czyli lokalna legenda

Co zrobić, żeby historia była ciekawa? Żeby dajmy na to dwadzieścia parę oczu zwróciło się na ciebie w jednej chwili i zaczęło z zainteresowaniem słuchać? Żeby rozmowy cichły po trochu, a oczy zatrzymały się na jednym punkcie i tak już zostały?  Pewnie trzeba być przekonanym do tego, co się mówi i samemu w to wierzyć. Najważniejsze to być autentycznym. Jeśli ty w siebie uwierzysz, to inni też. Jeśli wierzysz w to, co mówisz, to cię usłyszą i co najwyżej uznają się za idiotę, ale wysłuchają. W obecnych czasach zawsze, wszędzie i na wszystko znajdziesz wytłumaczenie i gotową  receptę. Nie martw się, na pewno jesteś już zdiagnozowany, choć sam wcale o tym nie musisz wiedzieć. To już nie te czasy, gdy każda wieś lub miasto miały jakichś swoich lokalnych dziwaków, chorych, nieprzystosowanych,o których się szeptało i pokazywało palcami. Teraz wszyscy cierpimy na jakieś dziwaczne schorzenia, które sami sobie przypiszemy albo zrobią to za nas inni. To nie te czasy, gdy od ucha ...

Czarowanie

Nie czarujmy się. Życie w większości składa się z rupieci. Nie można wszystkiego egzaltować, bo niedługo zaczniemy płakać nad rozlanym mlekiem i rozbitym dzbanem. Potłuczesz dzban, to zawsze możesz kupić nowy. Jeden rupieć więcej i jeden mniej. Rupieć jednak nieco przydatny. Czym mierzyć przydatność rupieci? Coś, czego codziennie używamy, możemy śmiało powiedzieć, że to nie rupieć. Wszystko co stoi nieużywane, to już rupiecie. A gdy kupimy nowy dzban, to który wtedy staje się rupieciem: stary czy nowy? A może obydwa? Dla swojego dobra powinniśmy może czasem pewne rzeczy wyrzucić. Ale jeśli nie można? Jeśli pewnych rzeczy nie można po prostu wziąć w rękę i wyrzucić, choć tak byłoby najlepiej. Bo ręka odmawia posłuszeństwa i śmieje ci się prosto w twarz cedząc przez palce: "nie wyrzucisz mnie, nie masz tyle siły". I nie wyrzucisz, choćbyś chciała Gorzka, to nie wyrzucisz, nie masz jeszcze tyle siły w sobie. Jeszcze wierzysz w jakąś cholerną bajkę. Świat zasypują śmieci, top...

Na walizkach

      Zamiast spokojnie siedzieć na dupie, to tylko by się włóczyła. Mrs. Gorzka naprawdę stara się ograniczyć swoje wojaże, ale po prostu nie może. Jak tylko siada, to zaraz czuje, że musi wstać. Zazwyczaj też więc siada na samym brzegu krzesła czy ławki, żeby jak najszybciej się ulotnić. Bardzo rzadko zdarzają się chwile, że siedzi z przyjemnością i najczęściej dzieje się tak tylko wtedy, gdy czuje, że musi zwyczajnie fizycznie odpocząć. W pozostałych przypadkach albo jej się gdzieś spieszy, albo wydaje się jej, że zajmuje komuś niepotrzebnie czas i czuje się po prostu zbędna, jak dodatkowa niepotrzebna walizka, do której włożyło się ubrania takie "na wszelki wypadek". Tylko jeden raz w życiu przysiadła i poczuła, że jest we właściwym czasie i we właściwym miejscu - to bardzo maleńko jak na jej długie życie. Tak bardzo mało, że coraz bardziej niespokojnie robi wszystko, żeby znów się to powtórzyło. I odgrzebuje je w pamięci, jak jakąś niedoścignioną namiastkę szczę...