Przejdź do głównej zawartości

Gość z nieba

Jakkolwiek to zabrzmi infantylnie czy idiotycznie, Gorzką nawiedził biały posłaniec wprost z nieba.

Dlaczego z nieba? A bo tam go Gorzka najpierw zauważyła, a potem usiadł na parapecie i wtedy to już nie miała takiej pewności, czy z nieba czy nie, bo biały gość miał tylko jedną nóżkę i jedyne z czym się jej to skojarzyło, to z chatką czarownicy na kurzej stopce. Z oczu mu jednak dobrze patrzyło, grzecznie się rozglądał i pozwolił sobie nawet zrobić ubikację w jednym kątku jej parapetu. Posilił się karmą dla świnek morskich i przedrzemał calusieńki dzionek w jednym miejscu, aby wieczorem przenieść się na dach altany i w promieniach zachodzącego przeczesać dziobem nieuczesane pióra.
Za każdym razem, gdy Gorzka wchodziła po coś do pokoju, otwierał szybko oczy i udawał, że wcale nie śpi, przyglądał się jej równie badawczo, co ona jemu i wkrótce też Gorzka poznała jego tajemnicę - gołąb miał dwie nóżki, tylko jedną lubił sobie ot tak schować. Okazało się, że w nocy na powrót zjawił się na najwidoczniej wygodnym parapecie i chyba już przespał całą noc, żeby cały następny dzień także przekimać i tak przez trzy dni. Czwartego dnia pozostawił po sobie nieco białego puchu i odleciał również do nieba.

I tak Gorzkiej przypomniał się Hermes ze swoimi skrzydełkami u nóg, który umiał jak nikt jednać skłóconych  i hermeneutyka od jego imienia, ale nie może sobie Gorzka przypomnieć co ma piernik do wiatraka. Pomyślała sobie, że teraz przydałby się taki ktoś życzliwy, kto uciszyłby ten cały zgiełk i  uśmiechem załagodził wszystkie konflikty.
 
Znalazła wolną chwilę i wybrała się na bagna. A tam śnieg. I tak się rozmarzyła, żeby ten miękki puch przykrył już te wszystkie okropne plakaty na drzewach i słupach, wszystko zagłuszył, żeby ludzie zrozumieli, że nie samym chlebem człowiek żyje. Że powinno się zaczynać od siebie i od drobiazgów, bo tylko to może potem dać konkretny wynik, namacalny dowód. 

Z ulgą Gorzka zajrzała do paczki z papierosami, bo wiedziała, że tam się ostatni ostał. Po długiej przerwie od ostatniego papierosa, zauważyła dużą różnicę. Znowu tchu nie może złapać, znów nie może w nocy spać, gdzieś ją znowu kuć zaczęło. To jest dowód, który sama wygenerowała swoją niefrasobliwością. 
 
Znowu włóczyła się gdzieś po cmentarzach, uciekała ze zgiełku w totalną ciszę na przemian. Uszy ją rozbolały od słuchania, oczy od patrzenia, nos od wąchania tylko dotyku wciąż było za mało, a nawet wcale. I snu dzisiaj było za mało, choć chyba spała. A na bagnach wszystko owija się puchem, pajęczynami, tłumi się dźwięk, a słońce oślepia, że z ochotą zamyka się oczy i idzie po omacku, ale pewnie, bo przecież drogę się zna.

Komentarze

  1. No teraz to się przestraszyłam. :)) Dobrze, że to o Gorzką chodzi ;) A to fakt, że ludzie chyba lubią takich znaków wypatrywać, bo sami się gubią, trochę jak w grze w podchody, szukamy wskazówek, żeby dojść do celu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam nadzieję, że zrozumiałaś przekaz posłańca? Czy jedna, czy dwie nóżki, obojętne - ważne, że ma skrzydła i wybrał sobie Twój parapet. Pięknie przeplotłaś mistykę z codziennością :)) Bagna są zwodnicze, bagna są pełne cudów i nieznanych odgłosów. Miejsce, nawiedzone i przeklęte, gdzie uciekają wyrzutki i ci, których idei świat nie może przyjąć, bo urodziły się za wcześnie. Miejsce cudowne i zazdroszczę Gorzkiej, że może spacerować po zwodniczych ścieżkach pełnych mgły i ciszy. Gorzka mówi o chaosie i ma rację. Jesień ma to do siebie, że miesza się wszystko - zapachy, obrazy, słowa i cisza. I przychodzą niecodzienne pomysły do głowy. I dobrze z taką właśnie złotą jesienią. Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie szukam znaków i ich nie oczekuję, ale jak mnie ktoś zawoła to idę :)) Na bagnach we mgle trochę się obawiam chodzić, jeszcze nie próbowałam. Dziękuję za komentarz i pozdrawiam :))

      Usuń
  3. Ptasiek:) Do mnie kruk przylatywał ale wtedy w głowie ciągle takie myśli po czarnych leciały.Pewno go przyciągałem swoim mrokiem :)

    OdpowiedzUsuń
  4. To bardzo miły gość ją nawiedził i miał widać plamy skoro na nieco dłużej przycupnął, a może zwyczajnie był zmęczony i musiała odpocząć przed dalszą podróżą? Pozdrawiam serdecznie ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. A u mnie czarne ptaki. Kruki? Kawki? Coś innego? Boję się, że zbliża się wielka biel,
    która mnie zasłoni, zabierze gdzieś daleko. Do piekła pokrytego szronem i lodem?

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zapadły Dół czyli lokalna legenda

Co zrobić, żeby historia była ciekawa? Żeby dajmy na to dwadzieścia parę oczu zwróciło się na ciebie w jednej chwili i zaczęło z zainteresowaniem słuchać? Żeby rozmowy cichły po trochu, a oczy zatrzymały się na jednym punkcie i tak już zostały?  Pewnie trzeba być przekonanym do tego, co się mówi i samemu w to wierzyć. Najważniejsze to być autentycznym. Jeśli ty w siebie uwierzysz, to inni też. Jeśli wierzysz w to, co mówisz, to cię usłyszą i co najwyżej uznają się za idiotę, ale wysłuchają. W obecnych czasach zawsze, wszędzie i na wszystko znajdziesz wytłumaczenie i gotową  receptę. Nie martw się, na pewno jesteś już zdiagnozowany, choć sam wcale o tym nie musisz wiedzieć. To już nie te czasy, gdy każda wieś lub miasto miały jakichś swoich lokalnych dziwaków, chorych, nieprzystosowanych,o których się szeptało i pokazywało palcami. Teraz wszyscy cierpimy na jakieś dziwaczne schorzenia, które sami sobie przypiszemy albo zrobią to za nas inni. To nie te czasy, gdy od ucha ...

Czarowanie

Nie czarujmy się. Życie w większości składa się z rupieci. Nie można wszystkiego egzaltować, bo niedługo zaczniemy płakać nad rozlanym mlekiem i rozbitym dzbanem. Potłuczesz dzban, to zawsze możesz kupić nowy. Jeden rupieć więcej i jeden mniej. Rupieć jednak nieco przydatny. Czym mierzyć przydatność rupieci? Coś, czego codziennie używamy, możemy śmiało powiedzieć, że to nie rupieć. Wszystko co stoi nieużywane, to już rupiecie. A gdy kupimy nowy dzban, to który wtedy staje się rupieciem: stary czy nowy? A może obydwa? Dla swojego dobra powinniśmy może czasem pewne rzeczy wyrzucić. Ale jeśli nie można? Jeśli pewnych rzeczy nie można po prostu wziąć w rękę i wyrzucić, choć tak byłoby najlepiej. Bo ręka odmawia posłuszeństwa i śmieje ci się prosto w twarz cedząc przez palce: "nie wyrzucisz mnie, nie masz tyle siły". I nie wyrzucisz, choćbyś chciała Gorzka, to nie wyrzucisz, nie masz jeszcze tyle siły w sobie. Jeszcze wierzysz w jakąś cholerną bajkę. Świat zasypują śmieci, top...

Na walizkach

      Zamiast spokojnie siedzieć na dupie, to tylko by się włóczyła. Mrs. Gorzka naprawdę stara się ograniczyć swoje wojaże, ale po prostu nie może. Jak tylko siada, to zaraz czuje, że musi wstać. Zazwyczaj też więc siada na samym brzegu krzesła czy ławki, żeby jak najszybciej się ulotnić. Bardzo rzadko zdarzają się chwile, że siedzi z przyjemnością i najczęściej dzieje się tak tylko wtedy, gdy czuje, że musi zwyczajnie fizycznie odpocząć. W pozostałych przypadkach albo jej się gdzieś spieszy, albo wydaje się jej, że zajmuje komuś niepotrzebnie czas i czuje się po prostu zbędna, jak dodatkowa niepotrzebna walizka, do której włożyło się ubrania takie "na wszelki wypadek". Tylko jeden raz w życiu przysiadła i poczuła, że jest we właściwym czasie i we właściwym miejscu - to bardzo maleńko jak na jej długie życie. Tak bardzo mało, że coraz bardziej niespokojnie robi wszystko, żeby znów się to powtórzyło. I odgrzebuje je w pamięci, jak jakąś niedoścignioną namiastkę szczę...