Przejdź do głównej zawartości

Telefon z bielizną w tle

         Mrs. Gorzka spojrzała na zegarek. Jeszcze trochę czasu ma. Zaraz, zaraz, przecież Gorzka nie ma zegarka. No tak, Gorzka spojrzała w telefon. Jeszcze nieco czasu ma. Może zdąży. 

Telefon to jedna z bardzo wielu rzeczy, które Gorzka wymienia, gdy się rozpadną i przestają spełniać należycie swoje funkcje. Bo są jeszcze rzeczy, których nie wymienia nawet wtedy, gdy się rozpadną, bo okazuje się, że można bez nich funkcjonować i  to całkiem nieźle. Każdy więc zapewne wie, co to takiego złośliwość rzeczy martwych. To jest okrutne działanie w afekcie. Okrutne, bo uderza w osobę myślącą i czującą, a cios zadaje nieżywy, bezmyślny przedmiot. Przedmiot czasem traktowany lepiej niż człowiek. 
Znajomy Gorzkiej ze swoim telefonem chodzi spać, zmienia mu ubranka, myje, nawilża, pielęgnuje jak się da. Więc gdy Gorzka popatrzyła na swój po macoszemu traktowany telefon, to wszystko zrozumiała. Zemścił się. Wbił jej szpilę z satysfakcją. Wypluł, wyrzucił gdzieś cały, ponaddwudziestoletni dorobek życia Gorzkiej. Tyle lat z mozołem zbierane kontakty, znajomości, a tu pewnego dnia wielkie NIC. Po prostu pusto. A najlepsze z tego wszystkiego jest to, że Gorzka przez tyle lat nie zdołała zapamiętać ani jednego numeru. Zresztą, co tam nie zdołała, po prostu nie wysilała się nawet w tym kierunku. Nie zna na pamięć nawet numeru do miłości swojego życia, do swojej mamy, no tylko z jednym, małym wyjątkiem: zna numer do SAMEJ siebie. Ale to nic nie szkodzi, bo po tym wszystkim okazało się, że miłość życia też nie zna na pamięć numeru do Gorzkiej, a mama tym bardziej, więc w czym problem? Na całe szczęście istnieją jeszcze portale społecznościowe, gdzie szybko można prawie wszystkich swoich znajomych odnaleźć. Prawie wszystkich. Ten jeden ważki powód, powstrzymał kiedyś Gorzką przed usunięciem tam konta. Czy to była dobra decyzja? Niestety miłość życia Gorzkiej nie egzystuje w żadnych tego typu portalach, ale jest natomiast w 100% zatopiony w rzeczywistości. I tu pojawia się kolejny problem. Jest to zupełnie inna rzeczywistość niż Gorzkiej. Rzeczywistość, w której Gorzka nie bywa. Więc jak oni się teraz spotkają? Jeszcze niedawno po prostu można było wybrać numer... A teraz numeru nie ma. 
Gorzka targana więc jakimś niezbyt wielkim niepokojem, ale jednak, udała się do serwisu. Tam niezwykle miły pan oznajmił jej, że numerów już nie będzie i kropka. Ten rozdział życia musi uznać za zamknięty i z satysfakcją wpisał jej swój numer w stworzoną od nowa, ale jeszcze całkiem pustą, listę kontaktów i znajomości. No cóż Gorzka sama jest sobie winna, nie pielęgnowała, nie pieściła i teraz masz babo placek... Postanowiła sobie, że o nowy model będzie już dbać jak należy. A jako że znajdowała się akurat w wielkim mieście, przez chwilę nawet rozważyła zakup nowej bielizny. Szybko jednak zarzuciła ten pomysł, bo przecież równie dobrze może to w domu zrobić wirtualnie. Właściwie czym się różni zakup bielizny w sieci od zakupów nie w sieci?  Jest jeden bardzo ważny powód: otóż jak kupujesz w stacjonarnym sklepie, to zapewne nie będziesz musiała odsyłać, no chyba że się kochankowi nie spodoba. Więc najlepiej iść i wybrać razem z nim. Od czasu do czasu przecież się tam jakiś pan zaplącze. Żona czy to kochanka nie zaprosi go jednak do przebieralni, ale każe mu usiąść na wygodnej kanapie i co najwyżej pooglądać gołe kobiece stopy, które majtają  za zasłonami. Siedzi więc potem taki biedny i nie wie nawet, czy na te stopy wolno mu patrzeć. Najwidoczniej jednak nagroda jest na tyle pociągająca, że siedzi grzecznie, zapłaci grzecznie i jeszcze wyjdą razem uśmiechnięci.

Komentarze

  1. Dobre, solidne gacie to podstawa .Bez telefonu można się totalnie obyć.Prawda utajona.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zapadły Dół czyli lokalna legenda

Co zrobić, żeby historia była ciekawa? Żeby dajmy na to dwadzieścia parę oczu zwróciło się na ciebie w jednej chwili i zaczęło z zainteresowaniem słuchać? Żeby rozmowy cichły po trochu, a oczy zatrzymały się na jednym punkcie i tak już zostały?  Pewnie trzeba być przekonanym do tego, co się mówi i samemu w to wierzyć. Najważniejsze to być autentycznym. Jeśli ty w siebie uwierzysz, to inni też. Jeśli wierzysz w to, co mówisz, to cię usłyszą i co najwyżej uznają się za idiotę, ale wysłuchają. W obecnych czasach zawsze, wszędzie i na wszystko znajdziesz wytłumaczenie i gotową  receptę. Nie martw się, na pewno jesteś już zdiagnozowany, choć sam wcale o tym nie musisz wiedzieć. To już nie te czasy, gdy każda wieś lub miasto miały jakichś swoich lokalnych dziwaków, chorych, nieprzystosowanych,o których się szeptało i pokazywało palcami. Teraz wszyscy cierpimy na jakieś dziwaczne schorzenia, które sami sobie przypiszemy albo zrobią to za nas inni. To nie te czasy, gdy od ucha ...

Czym babcie straszyły dzieci

W wielkim starym lesie, w którym co drugie drzewo jest niebezpieczne i podgląda każdego nieświadomego niczego przechodnia, wydarzyła się historia, która jednym może wydawać się nieprawdziwa, a inni powiedzą, że to szczera prawda. Tak naprawdę to nie jest istotne, do której grupy się zaliczasz, historia i tak pozostanie historią i kiedyś umrze wraz z ostatnią osobą, która o niej usłyszała.  Dzieci często bawiły się lesie. Choćby z tego względu, że nikt z dorosłych nie widział i nie słyszał, czym tak naprawdę się zajmują. Tym samym w lesie czuły się dość swobodnie nie tylko w słowach, ale i zachowaniach. Lubiły las również dlatego, że w lesie czasami bywało strasznie. Oczywiście nie aż tak bardzo. Tak odrobinę, żeby po każdym powrocie do domu czuły jeszcze dreszczyk emocji w postaci ściskania w żołądku i lekkich ciarkach na plecach, które i tak szybko mijały wraz z ciepłą kolacją i słodką herbatą przy rodzinnym stole. Płomienie huczały pod fajerkami, z telewizora sączyła się bajka o ...

Co nocami puka w szyby

Dom był mały, ale i tak za dużo było w nim szaf, drzwi, łóżek, pod którymi nie wiadomo co się czai, dziwnych i ciemnych zakamarków, a przede wszystkim okien. I siłą rzeczy trzeba było zasypiać z głową schowaną pod kołdrą, żeby czasem nie usłyszeć jakiegoś dziwnego i trudnego do zidentyfikowania dźwięku, albo co gorsza, nocnego pukania w szybę. Szczególnie wtedy, gdy w wieku czterech czy pięciu lat trzeba było zasypiać całkiem samotnie. Właściwie nie ma się co dziwić babci i prababci, które chciały mieć w końcu święty spokój od marudzącego i płaczącego za rodzicami dziecka, więc gdy zakopało się w kołdry i nie było już go widać i słychać, to można było w końcu odetchnąć z ulgą i iść do siebie. Dziecko miało coraz mniejsze oczy, ale spać nie chciało, mało tego, jeszcze marudziło, pochlipywało i ciągnęło co rusz za fartuch, a jeszcze do tego nie chciało jeść mleka. Co tu z takim bachorem zrobić? Najlepiej postraszyć. Dlatego też, gdy już w ogóle nie chciało się uspokoić, a dorośli nie mog...